poniedziałek, 27 grudnia 2010

MINĄŁ ROK, JEST CORAZ GORZEJ

Za parę dni skończy się nam rok 2010. Niewielu jest chyba Polaków, którzy uważają go za dobry dla naszego kraju. Co prawda media są zadowolone, rząd i prezydent jeszcze bardziej, ale ciemny lud ma wątpliwości. Grono ludzi spijających z zachwytem miód płynący z ekranów telewizyjnych topnieje.
Wobec pogarszającej się z miesiąca na miesiąc sytuacji naszego państwa tylko twardogłowi wciąż wierzą, że idzie ku lepszemu. Trudno mi zrozumieć - na czym opierają swoje przekonanie. Nawet sympatyzowanie z PO i przekonanie, że Tusk wybitnym mężem stanu jest, nie muszą przecież zaraz oznaczać, że ma się jednocześnie amnezję, zaćmę i bardzo poważny niedosłuch. Nawet ci, których obraz świata kształtuje tefałen i wyborcza powinni zauważyć, że coś tu nie gra. I to bardzo.
Miały być drogi wzdłuż i wszerz - nie będzie. Miała być przyjaźń z Rosją - są rakiety średniego zasięgu w Obwodzie Kaliningradzkim (jak raz mogą trafić w naszą stolicę). Były zachwyty nad wspaniale prowadzonym śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej - nagle premier odkrywa to, co miliony Polaków wiedziały od dawna, że śledztwo nic nie wyjaśnia, a jedynie gmatwa i utrudnia dotarcie do prawdy. Miały być wspaniałe ekipy profesjonalistów do rządzenia państwem - jest powrót Jaruzelskiego. Miały być reformy - jest tylko tu i teraz.
Propaganda sukcesu coraz bardziej przypomina tę z czasów gierkowskich. Wtedy zresztą także niektórzy wierzyli, że Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatnio.
Polecam bardzo zgrabne, choć też bardzo smutne podsumowanie roku 2010 jednego z blogerów Salonu 24.